wtorek, 7 sierpnia 2012

AIESEC Pune, czyli jadę czynić dobro!


Nadszedł czas na wyjawienie głównego celu, dla którego w Indiach się znalazłam. Podróże miały być tylko miłym dodatkiem, ale jak się okazuje staną się głównym punktem. Jak dla mnie super. Widać tak musiało być.

Od kilku lat planowałam popracować charytatywnie w kraju, w którym ludziom powodzi się gorzej niż u Nas. Gdzieś z tyłu głowy miałam Indie. Jednak zawsze coś stawało na drodze – studia, praca, nadchodząca wymiana studencka.

I nagle, w tym roku, posypały się plany na przyszłość. A więc rach ciach. Po zarejestrowaniu się w AIESECu (organizacja studencka) zdecydowałam się na wolontariat w Pune.

Wybrałam projekt Uday w ramach którego miały być między innymi organizowane zbiórki krwi, kampusy wiedzy o zdrowiu, warsztaty dla młodzieży, wykłady na uniwersytetach, zajęcia dla dzieci z biednych rodzin…

Po dojechaniu na miejsce okazało się, że nic nie wygląda tak, jak miało wyglądać.

Warunki mieszkaniowe pozostawiają wiele do życzenia. W mieszkaniu mieszka więcej osób niż powinno. Nie ma ciepłej wody, lodówki, Internetu, łóżek (tylko maty), nie mówiąc o pralce, czy stole z krzesłami.

Jednak to nie byłoby najgorsze. W wieczór, w który dojechałam dowiedziałam się od współlokatorów, że te wszystkie projekty organizowane przez AIESEC Pune to fikcja. Żaden z nich nie odbywa się naprawdę. Wiele osób tygodniami siedzi i czeka, aż ktoś zorganizuje dla nich zajęcie. Często od osób z miejscowego komitetu słyszy się ‘jutro, jutro’… „Jutro” natomiast – nigdy nie nadchodzi. Poradzono mi, żebym nie ufała nikomu.

Jakby tego było mało niedługo przed moim przyjazdem przyszedł monsun.. więc pada, i pada, i pada.. i jest deszczowo : )






Wszystko to wpłynęło na moje fatalne samopoczucie psychiczne. Miałam okropne załamanie, nigdy w życiu nie było mi tak źle. Tyle łez, ile wylałam przez pierwsze dwa dni tutaj, to chyba zapas na najbliższe dwa lata!
Sama siebie nie poznawałam i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Rozważałam nawet powrót do Polski, co w moim przypadku byłoby wyjątkowo radykalnym rozwiązaniem.

Pewnie wpłynęło na to także zmęczenie fizyczne po kilku naprawdę pełnych emocji dni, wypełnionych po brzegi zwiedzaniem, pociągami, tuk tukami, hostelami, pakowaniem, samolotami, nowymi miejscami i ludźmi… No a zastana sytuacja przelała szalę goryczy…

Teraz jest już lepiej. Oswoiłam się z sytuacją. Poznałam ludzi, otocznie.


Element oswajania otoczenia, czyli zakupy dnia pierwszego





No i postanowiłam, że skoro i tak nie ma pracy to ruszam w drogę.

Kupiłam bilet na 8.08 do Chennaiu (gdzie aktualnie przebywa moja przyjaciółka, też czyni dobro acz nieco skuteczniej). Następnie jedziemy razem do Hyderabadu i Mumbaju.

19.08 wieczorem wracam do Pune na 4 tygodnie i według obietnic mojego tutejszego ‘opiekuna’ (który mija się z prawdą równie często, co cała reszta) zacznę pracę. Co prawda moje zajęcie nie będzie miała nic wspólnego z projektem Uday, ale przynajmniej będzie co robić. Mam uczyć dzieciaki w szkole.

Na weekendy zaplanuję podróże i jakoś te 4 tygodnie zlecą.

A potem dalsze hasanie i kolejne piękne miejsca!


Co do zakwaterowania. Mieszkam głównie z Azjatami. Są mili i pomocni, ale jest ich dużo i są bardzo głośni, a ich język nie należy do najprzyjemniejszych dla ucha.




Widok z balkonu na osiedle. Jest ono nowe i mimo, iż niedokończone wygląda naprawdę dobrze!
Szczególnie, że zdjęcie zrobione w wyjątkowo (jak na porę monsunową) słoneczny dzień.
Dzięki temu, że jest nowe, nie mamy gryzoni (czyt. szczurów), jakie towarzyszą innym wolontariuszom, mieszkającym w innej lokalizacji.





Żeby nie było tak kolorowo, ludzie niedaleko Nas mieszkają w znacznie gorszych warunkach…





 A oto jak wygląda Nasze mieszkanie



 
Mój pokój (a właściwie Nasz, bo jest nas tu czworo). Moje ‘łóżko’ – środkowe, z baldachimem. A przed nim moja szafa




Moja prywatna pralka (z powyższego kranu niestety wody nie uraczysz, więc trzeba się wybrać do prysznica)


 

A oto zestaw niezbędny do wzięcia ciepłego prysznica

 
                                   
Może dla Ciebie to wiadro wypełnione wodą, z pływającą w nim torebką z jedzeniem. Dla nas to lodówka!





no i salon:



Tak więc pozdrawiam serdecznie z Pune.
No cóż.. nikt nie mówił, że będzie łatwo : )





PS. Przy okazji bardzo dziękuję wszystkim bliskim za wsparcie, jakim byli dla mnie przez ten wyjątkowo trudny czas. Bez Was nie dałabym rady!


1 komentarz:

  1. Mam wrażenie ,że to Ty potrzebujesz więcej pomocy niż ludzie wśród których się obracasz.Idea ,że Ci ludzie potrzebują Ciebie jest fałszem.Ale wyprzedzam fakty prawda?

    OdpowiedzUsuń